Eskalacja oczekiwań, eskalacja rozczarowań…
Tego roku spotkały się pod naszą choinką wszystkie wnuczęta, te tutejsze, mieszkające w Polsce i zamorskie. Te drugie nazywam Jankesami. Jankesów jest troje – dwie dziewczynki 11 i 9 lat oraz czteroletni chłopiec. Jaś (czterolatek) i Maja (5,5 roku) to wnuczęta tutejsze, krajowe.
Tak się składa, że rodzice wszystkich naszych wnucząt są ludźmi niezbyt zamożnymi. Ale pilnie wsłuchują się w opowiadania o czym też marzą ich dzieci, czytają uważnie listy do Mikołaja. Swoją wiedzą dzielą się z dziadkami, żeby i oni podzielili ciężar oczekiwań.
Maluchy – Maja, Jaś i Karsten oczekiwania mają stosowne do wieku. Rozkochany we wszystkim co ma na sobie Zygzaka, Jaś z wdzięcznością przyjmie grę, piżamkę, płyn do kąpieli czy książeczkę – byle z ukochanym autkiem. Karsten uwielbia Spidermana i Scooby Doo, toteż i jego nietrudno zadowolić. Maja nie przepada za lalkami. Woli plastelinę, modelinę, farbki czy jakąś grę. Ale z jankeskimi dziewczynkami sprawa trudniejsza. Obdarowywane przez zamożną, zamorską ciocię bardzo kosztownymi zabawkami, oczekiwania mają większe.
Okazało się, że w tym roku czekają na lalki monsterki. Niestety, nie planowałam takiego nabytku. Dziewczynki stały się posiadaczkami owych modnych lalek w czasie wakacji. Ale po jednej na głowę to za mało. Chciałoby się mieć kolekcję. Anielka i Alicja nie wierzą już w Mikołaja. Wierzą, że wystarczy by do dziadków dotarła wiadomość o pragnieniach wnuczek i sprawa zostanie załatwiona. Nie została. Maluchy dostały robione na zamówienie książeczki, w których one same są głównymi bohaterami. Były jeszcze gry, słodycze, filmy i pięknie wydane przez wydawnictwo Znak pozycje z dziecięcej klasyki: „Nie kończąca się historia” i „Momo” dla najstarszych dziewczynek.
Kiedy ponad wszelką wątpliwość pod choinką nie leżał już ani jeden prezent, w domu rozegrał się mały dramat. Anielka umknęła do pustego pokoju i tam rozszlochała się na dobre. No bo jak to? Przecież dziadkowie WIEDZIELI czego pragnie ich wnuczka. Nie chcieli jej uszczęśliwić? Jak się okazało – nie chcieli. Uznali, że monsterki są drogie, tylko patrzeć jak wyjdą z mody, a poza tym jedna na dziecko wystarczy i już!
Najpierw na długą rozmowę z Anielką wybrała się jej mama. Potem zastąpił ją tata. Nie wiem o czym była ta rozmowa. Mogę się jedynie domyślać, że rodzice usiłowali wytłumaczyć córeczce, że…no, cóż…niektóre marzenia pozostają w sferze marzeń a portfele dziadków nie są zbyt zasobne.
Następnego dnia Anielka oplotła mnie rączkami w pasie i przeprosiła za wczorajsze ryki. Uściskałam ją i pomyślałam, że ten epizod może mieć duży wydźwięk wychowawczy. Pozytywny wydźwięk. Dziewczynki przystopują nieco z oczekiwaniami, nabiorą też przekonania, że nie wszystkie pragnienia MUSZĄ zostać spełnione. Czasem należy poczekać, innym razem dokonać zakupu wymarzonej zabawki ze swoich oszczędności, jeszcze innym poprosić o coś mniej kosztownego… Niekiedy bywa i tak, że marzenie pozostaje nieziszczone.
Moje dobre samopoczucie trwało równo trzy dni. Potem dzieci odleciały do Teksasu w czułe objęcia hojnej cioci. Dostały wszystko, o czym marzyły i jeszcze więcej…
Spadliśmy w rankingu na samo dno. Czy jest na to jakaś rada??