Dlaczego z uporem maniaka powtarzam, by pokazywać dzieciom w książeczkach czytane wyrazy?

Odpowiedź jest bardzo prosta. Wyobraźcie sobie, że bawicie się z dzieckiem planszami wyrazowymi. Na jednej planszy widnieje jeden wyraz. Pokazujecie maluchowi po kolei karty z wyrazami: pije, kogut, sok.

Po kolei. Czyli jedna plansza, jeden wyraz. NIC nie budzi wątpliwości.

A teraz wyobraźcie sobie, że te same wyrazy czytacie dziecku jako zdanie w książce. Zdanie brzmi: kogut pije sok.

Siedzisz wygodnie, przytulone do Ciebie dziecko patrzy na książeczkę i słyszy to zdanie. TY wiesz, że pierwszy wyraz to kogut, drugi – pije, trzeci – sok. A skąd ma to wiedzieć maluch, jeśli mu tych wyrazów nie pokażesz?

Jak ma zapamiętać ich wygląd? Czy w takiej sytuacji wystąpi czytanie globalne? Absolutnie!

Jeśli malec ma zapamiętać wygląd wyrazu i kojarzyć go z dźwiękiem/nazwą to MUSISZ czytany wyraz pokazywać i wymagać od dziecka, by podczas czytania czyniło to także.

PS. Że kogut nie pije soku? Ależ pije, pije. W zabawach w czytanie im więcej absurdu, tym lepiej… ?