Nie, nie. Nic się tu nikomu nie pomyliło. To nie o Amerykę chodzi. Książka naprawdę zawiera limeryki.
Co to takiego? Ano, to gatunek bardzo specjalnych wierszyków, które (aby się do limeryków zaliczyć mogły) muszą spełniać kilka twardych i trudnych warunków, wymagających od autora mocnej głowy, poczucia humoru i wybitnej inteligencji.
No bo te króciutkie, pięciowersowe wierszyki muszą być zabawne, muszą w pierwszym wersie zawierać nazwę geograficzną, każdy wers musi zawierać określoną liczbę sylab. Rymować też nie mogą się byle jak te wersy, bo i rymy rządzą się w limerykach swoimi regułami. Wierzcie mi, nie każda osoba, która łatwo rymuje może zostać twórcą limeryków.
Bogusław Michalec znakomicie radzi sobie z tymi wszystkimi okropnymi wymogami. Jego limeryki są zabawne, charakteryzuje je bardzo finezyjny humor, w niektórych doszukać się można drugiego dna…
Limeryki to nie są wierszyki do samodzielnego czytania przez młodsze dzieci. Nawet niektórym uczniom trudno będzie wyłapać sedno wiersza ukryte… między wierszami.
Toteż z całego serca polecam limeryki do wspólnego czytania przez rodziców (tylko z dodatnim IQ), którzy nie tylko chcą się świetnie bawić wraz z dzieckiem. Wspólnie będziecie podziwiać żonglowanie słowem, które mistrzowsko uskutecznia autor, wspólnie rozgryziecie metafory, wspólnie poszperacie między wierszami.