Moje spostrzeżenia odnośnie wczesnego czytania i nauki w pierwszej klasie
A to bardzo ważna wypowiedź. Pisze mama chłopca, który zaczął czytać globalnie w wieku 3,5 roku. Teraz Staś ma 6 lat, czyta płynnie po angielsku, polsku i zupełnie nieźle po hiszpańsku. Od września jest uczniem pierwszej klasy. Oddaję głos Pani Marcie.
Kiedy Staś miał iść do szkoły, wiele osób mówiło, że będzie się nudził i broił bo za dużo umie. Na chwilę obecną mogę stwierdzić, że Staś nie broi, jest raczej z tych grzeczniejszych i nie nudzi się. Przed pójściem do szkoły nie znał liter pisanych, tylko drukowane, a od pierwszych zajęć właśnie pisanych dzieci się uczą (po miesiącu już umie, ale dalej się szkoli). Moje spostrzeżenia są takie:
- dzieci (przynajmniej u mojego syna) w zerówce dla 5-6 latków nie miały liter drukowanych, sama go uczyłam, natomiast w szkole zaczynają od razu pisane (to przemawia za nauką domową – przyp. M.T.-K.),
- połowa klasy mojego syna (6-latków) uczęszcza na zajęcia wyrównawcze,
- codziennie dzieci uczą się pisać kolejną literkę – bardzo szybko muszą znać ich coraz więcej, co wiąże się zarówno z tym, że muszą opanować pisanie większej liczby liter oraz czytanie trudniejszych słów,
- po miesiącu (dokładnie 1 października) otrzymuję mail zbiorowy od wychowawczyni „większość dzieci ma ogromne trudności z czytaniem krótkich tekstów z podręcznika” (oczekiwanie szkoły i przeładowanie lekcji nadmiarem treści także przemawia za domową nauką – M.T.-K.)
Cieszę się, że Staś wcześniej uczył się czytać globalnie i zaczął czytać (chodzi o „zwyczajne” czytanie, nieznanych tekstów – M.T.-K.) bardzo szybko. W chwili obecnej nie ma problemów z czytaniem i pisaniem, co więcej – czyta płynnie i pisze poprawnie ortograficznie. Z tego co słyszę od innych rodziców ze Stasia klasy, robienie samych zadań domowych (np. z kaligrafii) zajmuje im naprawdę dużo czasu (wierzę w to, bo czasami Stasiowi też się nie chce i strona szlaczków zajmuje mu dwie godziny). Jeżeli do tego, oprócz pisania, rodzice uczą dzieci jeszcze czytania, żeby opanować wszystkie wymagane umiejętności muszą z pewnością poświęcić wiele czasu i energii. Większość dzieci w przedszkolu była przyzwyczajona głównie do zabawy, więc zadania domowe, nauka czytania i pisania może być przez nich trudna do przyjęcia, a mają też do dyspozycji mało czasu, ponieważ w większości siedzą długo w świetlicy, a czasami później mają jeszcze zajęcia dodatkowe.
Nie ukrywam, że oprócz tego wszystkiego naprawdę miło (nie tylko dla mnie, ale też pewnie i dla Stasia) jest mieć dziecko, uważane przez wszystkich za „zdolne”. Obecnie syn sam sobie bierze książkę, która go interesuje (najczęściej są to encyklopedie z obrazkami dla dzieci) i czyta. Wystarczy, że zostawię jakąś książkę „przypadkiem” na wierzchu i na 80% Staś do niej sięgnie. Wybraliśmy się nawet na lekcję pokazową szybkiego czytania, technik zapamiętywania oraz koncentracji dla dzieci i bardzo mu się spodobało, więc teraz ćwiczy.
Zresztą czas zaoszczędzony na mozolnym wkuwaniu literek i łączeniu je w sylaby może poświęcić na co chce, np. na programowanie robotów z lego czy eksperymenty, które uwielbia:-) No i siostrze poczyta książeczki…
Moim zdaniem naprawdę warto poświęcić troszkę czasu na naukę czytania metodą globalną. Nawet nie naukę, ile zabawę – kiedy córka płacze (bo się np. przewróci, dopiero uczy się chodzić) biegnę po kartki z napisami albo książeczki i jej szybko czytam, i dopóki jej czytam jest spokojna i nie płacze. Jak kończę, to zaczyna marudzić (bo chce jeszcze:-)
W związku z tym, że jej to sprawia taką przyjemność, codziennie czytamy kartki z napisami i książeczki z jednym słówkiem i jednym obrazkiem na stronie (książeczek mamy kilkadziesiąt i naraz wszystkie jej czytam i jeszcze jej mało:-)
Marta W.