Rodzice 15-miesięcznej Tosi zakupili do zabaw w czytanie globalne zestaw z dużymi, czerwonymi napisami. Stało się. A skoro już się stało przyszło mi do głowy, że zaistniałą sytuację można wykorzystać i – nie szkodząc dziewczynce – przeprowadzić eksperyment, który pokaże jaka jest percepcja treści z plansz z wielkimi, czerwonymi literami i z tych mniejszych, dwustronnych z czarną czcionką, opatrzonych z jednej strony obrazkiem. Jednym słowem – flashcard.
Pani Paulina – mama Tosi – przygotowała kilka plansz według zasad propagowanej przeze mnie polskiej wersji metody. Uzgodniłyśmy, że mama będzie pokazywała córeczce na zmianę – karty czarne i czerwone. Raz lub dwa dziennie. Eksperyment miał trwać tydzień i Pani Paulina codziennie skrupulatnie czyniła notatki oraz fotografowała córeczkę. Popatrzmy, poczytajmy…
Dzień 1
Rozpoczynamy nasz mały eksperyment z czytaniem globalnym. Tosia dostała dzisiaj rano dwie karty w wersji standardowej, czyli typowy Doman z wielkimi, czerwonymi literami, samo słowo na dużej karcie. Nigdy wcześniej tych kart Tosi nie pokazywałam, a wybrałam nazwy dwóch zwierząt, które z nami mieszkają, czyli “kot” i “pies”. Tosia uwielbia obydwa zwierzaki, więc emocjonalnie jest do słów nastawiona bardzo pozytywnie.
Po południu zaś pokazałam jej karty, które zrobiłam sama, zgodnie ze zmodyfikowaną metodą. Dwie karty zapisane czarnymi literami, dość sporymi, ale nie tak dużymi jak przy klasycznym Domanie (czcionka rozmiar 150). Po jednej stronie kart jest zapisany sam rzeczownik, po drugiej nazwa jest powtórzona plus dodana z boku ilustracja. Do tych kart wybrałam dwa ukochane zwierzątka Tosi, które próbuje znaleźć w każdej możliwej książce i z lubością powtarza ich nazwy, a są to “dzik” i “kaczka”. Tak niestandardowo 🙂
Z początkowych wniosków mogę napisać, że zarówno przy pierwszej, jak i przy drugiej sesji Tosia bawiła się całkiem dobrze. Przy słowach czerwonych od razu odszukała w domu psa i dała mu kartę… To chyba jej zostało z zabaw z nami, kiedy rozdawała każdemu jego kartę (babcia i dziadek byli zadziwieni). Przy sesji z obrazkami, najbardziej skupiała się na obrazkach, strony bez nich, interesowały ją znacznie mniej.
Dzień 2
Każdą parę słów pokazałam Tosi dwa razy, wyszło spontanicznie, bo sama je pokazywała. Wydaje mi się jednak, że albo tak lubi wszystkie cztery zwierzątka, albo miała już wcześniej gdzieś kontakt z poszczególnymi słowami, bo wyprzedzała mnie z czytaniem.
Wieczorem zrobiłyśmy sobie zabawę z pokazywaniem i wszystkie zwierzątka zostały rozpoznane bezbłędnie, łącznie z głośnym i wyraźnym przeczytaniem. Jutro powtórzymy i spróbuję ją nagrać.
Chyba powinnam wybrać trudniejsze słowa, a przynajmniej takie, z którymi na pewno nie miała wcześniej żadnego kontaktu.
Dzień 3
Dzisiaj Tosia odmówiła współpracy z czerwonymi kartami, nie chciała na nie spojrzeć. Z czarnymi obrazkowymi nie miała żadnego problemu. Wieczorem zrobiłyśmy zabawę ze wskazywaniem na właściwe karty, czerwone karty wróciły do łask. Wszystkie zwierzątka zostały wskazane bezbłędnie (ekspozycja czerwonych i czarnych kart w odstępie 15 minut).
Dzień 4
Tosia sama podeszła do koszyka, w którym leżą karty, rozłożyła je na podłodze i nazwała po kolei każde zwierzątko.
Mała dużo czasu spędza na przeglądaniu książek, sama albo ze mną, bardzo możliwe, że ze wszystkimi słowami spotkała się już wcześniej i to zaburza eksperyment. Dlatego dzisiaj zrobię dwie nowe czarne obrazkowe karty ze słowami, z którymi raczej nie miała styczności i przekonamy się w powtórce eksperymentu jak szybko przyswoi sobie poszczególne słowa.
Nowe karty czarne obrazkowe to słoń i zebra, Tosia lubi wszelkie zwierzęta, słonia zna dość dobrze, szczególnie dźwięk który z siebie wydaje, ale nie sądzę, żeby gdziekolwiek spotkała się z zapisaną nazwą. Zebra pojawiała się w książkach raczej rzadko, a już na pewno nigdzie nie było zapisanej nazwy. Z kart czerwonych wybrałam żyrafę i węża, obydwa zwierzaki zna, ale ich nazwy przewijały się u nas rzadko. No, to zobaczymy jak pójdzie teraz 🙂
Dzień 5
Po pierwszych reakcjach stwierdzam, że rzeczywiście Tosia widzi poszczególne słowa po raz pierwszy. Podeszła do nich z większą rezerwą niż do poprzednich zestawów. Słoń i wąż wywołały radość, ponieważ umie naśladować ich dźwięki. Zebrze i żyrafie przyjrzała się uważnie, z namysłem. Zestawy widziała dzisiaj po jednym razie.
Dzień 6
Rzuciłyśmy dzisiaj okiem na zestawy raz, ponieważ tata Tosi wyjeżdża dzisiaj służbowo na dwa tygodnie i postanowiliśmy zrobić sobie wcześniejszy Dzień Ojca, wszystko inne zostało więc odsunięte na drugi plan 😉
Dzień 7
Rano zrobiłyśmy krótką zabawę (przy okazji robienia zdjęć do konkursu z kartami do globalnego czytania). Przy kartach obrazkowych Tosia najpierw zaglądała pod spód, żeby zobaczyć obrazek, dopiero odpowiadała, ale za każdym razem prawidłowo.
Po drzemce zrobimy sobie zabawę w chowanego z czerwonymi kartami i zobaczymy jak z nimi pójdzie 🙂
Czerwone karty zostały rozpoznane bezbłędnie, ale nic poza tym.
Generalnie z moich obserwacji wynika, że Tosia uczy się podobnie szybko w przypadku czerwonych, jak i czarnych kart, natomiast wyraźnie karty z obrazkami sprawiają jej więcej frajdy.
Dzisiaj na przykład, zostawiłam ją na chwilę samą w pokoju, kiedy wróciłam, zastałam widok jak na dołączonych zdjęciach. Mała dobrała się do kart, rozbebeszyła je niemiłosiernie (karty obrazkowe i czerwone były pomieszane, to taka mała rosnąca od dłuższego czasu sterta kolejnych słówek, którymi się bawimy), karty obrazkowe przeniosła na dywan, gdzie się bawi, a czerwone zostawiła.
Jak już pisałam w innym mailu, karta z dzikiem jest absolutną tosiną miłością i gdyby mogła, zrobiłaby z niej poduszkę i spała na niej, kąpałaby się z nią i nosiła cały czas przy sobie. Wybrałam dzika, ponieważ od dłuższego już czasu Tosia wyszukuje te sympatyczne stworzenia w każdej książce, którą dostaje (najbardziej lubi dziki z książeczki “Babo chce” – swoją drogą ta książka całkiem pasuje do założeń globalnego czytania, moim zdaniem). Muszę jej go teraz pokazać na żywo, żeby tak jak Pani napisała, nie pozostał tworem abstrakcyjnym 🙂
Myślę, że nadal będę dorabiać karty dla Tosi i pokazywać jej raz takie, raz czerwone. Widzę ile radości sprawia jej zaglądanie pod kartę i szukanie obrazka (pod czerwonymi też już szuka obrazków i jest rozczarowana, kiedy ich nie znajduje). W sumie teraz żałuję, że przed zakupem zestawu nie zagłębiłam się w Pani bloga dokładniej, ale nic straconego i z jednymi i z drugimi kartami będziemy się dobrze bawić 😀
Pani Paulino, Tosiu, dziękuję Wam za udział w eksperymencie.
Potwierdził on, iż:
– litery nie muszą być tak duże jak w klasycznym Domanie, (z pewnych względów powinny być mniejsze, ale o tym pisałam wcześniej wielokrotnie),
– litery nie muszą być czerwone, (z pewnych względów powinny być czarne, ale o tym także pisałam po wielekroć),
– obrazek jest elementem intrygującym, przyciągającym uwagę, umilającym zabawę – jednym słowem jest elementem pozytywnego prysznica emocji, który sprawia, że zabawa staje się narzędziem mądrej edukacji.
No dobrze. A jeśli ktoś już ma te duże i czerwone litery? To co? Nie może się bawić w czytanie? Spokojnie! – odpowiadam. Zanim metoda zaczęła ewoluować i pewne jej elementy uległy modyfikacjom, przynajmniej 2 pokolenia dzieci na całym świecie czytały globalnie z takich właśnie plansz.
Modyfikacje miały sprawić, by dzieciom treść plansz zapadała w pamięć łatwiej i szybciej, co nie znaczy, że tradycyjne plansze domanowskie proces ten uniemożliwią zupełnie. Bawcie się wesoło, twórzcie pozytywny prysznic emocji, a czytanie tradycyjne wkroczy do Waszego domu nie wiadomo kiedy…