Oswajać z innością

Sabinka ma babcię Tereskę. Mama mówi, że to przyszywana babcia, ale Sabinka wie, że to żart. Babcia wcale nie jest przyszyta do Sabinki. Ale kocha ją ogromnie. Sabinka też uwielbia babcię. Babcia jest niezwykła. Opowiada piękne historie o ptakach, chmurach, nawet o trawie przy bloku. Potrafi wymyślić śliczną baśń. Nie każdy to potrafi. I nie każdy używa do chodzenia podpórki na którą babcia mówi „kula”. Babcię od zawsze boli biodro i musi mieć tę kulę. Dlatego Sabinka nawet nie potrafi wyobrazić sobie babci Tereski bez tej podpórki. A dziadek Jurek leży w łóżku. Też od zawsze. Babcia go karmi i myje. Mama wyjaśniła jej, że ludzie chorują na przeróżne choroby i niekiedy wyglądają i zachowują się inaczej niż ona – Sabinka i rodzice.

 

Do babci Tereski przyjechała jej mamusia – babcia Stasia. Sabinka była ogromnie ciekawa czy babcia Stasia też opowie jakąś ciekawą historię. Zabrała ze sobą na wszelki wypadek dwie monsterki, może akurat babcia Stasia będzie się chciała z nią pobawić? A babcia Stasia na widok monsterek w krzyk. Jakby się przestraszyła. Sabinka  się tego krzyku wystraszyła naprawdę.

No tak, babcia Stasia bawi się inną lalką, takim różowym, zwyczajnym niemowlakiem. Babcia Terenia wyjaśniła Sabince, że babcia Stasia jest chora, choroba nazywa się alzheimer i atakuje rozum. Więc to dlatego babcia Stasia bawi się inną lalką i boi się monsterek.  Bo zdrowy człowiek wie, że czteroletnie dziewczynki muszą mieć monsterki. Niemowlaki są niemodne.

 

Do kościoła przychodzi dziewczynka z brązową skórą. Wygląda jak Murzynek Bambo z wierszyka. Mama powiada, że na świecie są ludzie z różnymi skórami, ale boli je i cieszy to samo co Sabinkę. Ale tego chłopca z tramwaju, który siedział w wózku nie cieszyła jazda tramwajem. Bo Sabinka tramwajem uwielbia jeździć. A ten chłopiec chyba nie, bo stale krzyczał. Z buzi ciekła mu ślina. To nie było miłe i Sabinka przyglądała mu się uważnie. A mama znowu – że takie natarczywe przyglądanie się ludziom, którzy są inni niż Sabinka nie jest grzeczne. Zerknąć – tak, ale nie wgapiać się.

Oooo… Sabinka ma cztery lata, to nie za wiele, ale takich innych widziała mnóstwo. Choćby Robert. Biega po osiedlu i zaczepia każdego.

– Hej, ty! – woła – wujek żyje?!

Jedni się tylko śmieją a inni nie mówią nic. Nikt nie wie ile lat ma Robert. Sabinka się go nie boi bo Robert jest przyjazny i uśmiechnięty. Nie krzyczy jak babcia Stasia. Ale jego rozum też pewno ma jakąś chorobę bo mama tłumaczy Sabince, że nie należy obcych zaczepiać.

Małe dzieci od urodzenia spotykają się z innością. Tę inność mogą prezentować ludzie z odmiennym kolorem skóry, trwałym kalectwem, ułomnością psychiczną. Nastał klimat kiedy ludzi takich – do niedawna skrzętnie skrywanych w domu – przestaje się izolować od świata zewnętrznego. Chore dzieci bawią się ze zdrowymi w integracyjnych oddziałach przedszkolnych, uczą się w integracyjnych klasach. W ten sposób dzieci zdrowe oswajają się z odmiennością, uczą się ją tolerować i szanować. Ale rola rodziców jest w tym procesie nie do przecenienia. To rodzice – jak mama Sabinki – powinni tłumaczyć swemu dziecku, że inny to inny. Nie gorszy. Po prostu inny. I wtedy inny nie jest groźny. Nie budzi lęku. A lęk często rodzi agresję.

 

Rzecz działa się kilka lat temu w jednym ze szczecińskich tramwajów. Na siedzeniu za mną siedział młody, czarnoskóry człowiek pogrążony w lekturze książki. Tramwaj dojechał do przystanku. Ludzie ruszyli w stronę drzwi. Elegancka, mocno starsza pani  mijając czarnego chłopaka… splunęła mu pod nogi i szybko wysiadła. Na twarzy chłopca pojawił się wyraz zmieszania i  zaskoczenia. A ja przez moment sądziłam, że się zadławię. Emocjami. Teraz myślę, że mama owej pani była zupełnie niepodobna do mamy Sabinki. Była  niedobrze inna.