Edukacja Domowa
Coraz więcej rodziców, przy obecnym stanie oświaty, decyduje się edukować swoje dzieci w domu. To ciekawy temat.
Korzystam z tego, że użytkowniczką tej strony jest Pani Zdzisława Kowalska, specjalistka w tej dziedzinie, edukująca w domu trójkę swoich dzieci: Danusię, Darka i Dobrawkę.
Z ciekawością czytałam tekst dotyczący takiej nauki, doświadczenia bowiem w tej dziedzinie mam niewielkie. Oddaję głos p. Zdzisławie, myślę, że Wy także z zainteresowaniem przeczytacie Jej wynurzenia i opatrzycie je interesującymi komentarzami. Można pytać… ?
Rodzinka się uczy.
Czy da się być z dziećmi całymi dniami i nie zwariować? Wiele kobiet pomyśli, to jest niemożliwe! Ja jednak myślę zupełnie inaczej. Mam 37 lat, trójkę cudownych łobuzów i wspaniałego męża, który bardzo mnie wspiera w tym, co robię.
Niestety, od zawsze miałam spore problemy zdrowotne, które w znacznym stopniu utrudniają mi podjęcie „normalnej” pracy. Kilka lat temu znalazłam sposób na siebie i zdecydowałam wraz z mężem o założeniu działalności gospodarczej.
Z racji, że oboje byliśmy zwariowanymi fizykami – zaczęliśmy pracować jako korepetytorzy z przedmiotów ścisłych. Łączyliśmy pracę i opiekę nad dziećmi, a ja mogłam odpocząć wtedy, kiedy potrzebowałam. Stopniowo dzieci nam przybywało?. Niestety, dzieci odziedziczyły problemy zdrowotne po mnie. Tak, odziedziczyły, bo ostatecznie półtora roku temu genetyk potwierdził, że całą rodziną zmagamy się z tzw. Zespołem Ehlersa-Danlosa. Choroba w pewien sposób determinuje nasze życie, jednak staramy się żyć jak najbardziej normalnie.
Aktualnie mamy prawie 7-letnią Danusię, 4-letniego Darusia i 2-letnią Dobrawkę. Decyzja o tym, że sami zajmiemy się edukacją naszych dzieci, wyszła tak jakoś naturalnie, ale chyba ostatecznie przeważył fakt, że poznaliśmy inne rodziny edukujące domowo, a tym samym zobaczyliśmy, że jest to wykonalne!
W naszym przypadku nauczanie domowe pozwala nam znaleźć czas na zajęcia fizjoterapii i inne terapie, których dzieci potrzebują. Przede wszystkim jednak, co dla nas jest najcenniejszą zaletą, daje nam fantastyczne szanse na budowanie więzi i bycie rodziną na dobre i na złe!
Możemy obserwować jak dzieci tęsknią do siebie, jeśli aktualnie któreś jest na jakichś zajęciach. Choć też często korzystamy z tych chwil sam na sam z jednym dzieckiem, by z nim popracować, na przykład rozwijać słownictwo u Dobrawki m.in. z wykorzystaniem książeczek „Wesoła wędrówka przez jednakie słówka”, czy też umiejętność dodawania u Darusia.
Rodzic, który edukuje domowo, może dostosowywać tempo pracy do potrzeb dziecka (nauczyciel w szkole nie ma takiego komfortu). Przede wszystkim dostosowuje też program do aktualnych zainteresowań. Nasza Danusia w wieku 4 lat zaczęła grać w szachy, natomiast Darek, mimo 4 lat na liczniku, nadal woli konstruować coraz to bardziej skomplikowane budowle z drewnianych klocków, niż łamać sobie głowę na szachowych rozgrywkach.
W naszej edukacji staramy się stosować rożne techniki lub ich elementy m.in. czytanie globalne czy metodę płynnego ruchu w nauce pisania. Przemycamy niektóre elementy metody Montessori – szczególnie pomoce do nauki matematyki. Sama zachwyciłam się ich „genialnością” i prostotą. Dzięki nim dzieci mogą stopniowo przechodzić z zadań na konkretach do zadań kompletnie abstrakcyjnych.
Ale może o tym jakie to pomoce i jak z nimi pracujemy napiszę w następnych wpisach. Reklamą tych pomocy niech będzie zdarzenie, kiedy Danusia specjalnie wstała z łóżka wcześniej, by rodzeństwo jej nie rozpraszało, i pracowała samodzielnie z tablicą do mnożenia (pomoce są tak skonstruowane, żeby dziecko mogło po instruktażu samodzielnie z nich korzystać).
W kolejnych wpisach rozprawię się także z mitami krążącymi wśród społeczeństwa na temat edukacji domowej, a przede wszystkim z BRAKIEM SOCJALIZACJI. A może Wy chcielibyście o czymś szczególnym przeczytać?