III Konkurs Wiosenny – Mariola Żarczyńska

Pani Mariola nadesłała swoją konkursową wypowiedź po terminie. Postanowiłam ją jednak zamieścić i to nie tylko ze względu na sympatyczne komplementy pod adresem propagowanej przeze mnie wersji czytania globalnego…  Pani Mariola jest bowiem mamą 2,5 rocznego Dominika, ale też pedagogiem przedszkolnym i wczesnoszkolnym.

Opowieść o tym jak najpierw intuicyjnie, potem dzięki zdobytej wiedzy pedagogicznej, na koniec z konieczności (jako mama wymagającego rehabilitacji malucha) dochodziła do przeświadczenia, że najlepsza forma przyswajania wiedzy to nauka w zabawie – jest bardzo ciekawa i chcę się nią z Wami podzielić.

Od siebie dodam wyrazy uznania za skrupulatne odkurzanie naleśników i kotlecików, fantastyczną kuchenkę z kartonu z płytami indukcyjnymi z… płyt kompaktowych (doprawdy – boska!). Znakomita jest także zabawa z dobieraniem napisów małych do dużych. Pięknie rozwija analizę wzrokową i umiejętność porównywania. Jeśli  Dominik poradził sobie z tym wyzwaniem to stymulacja małego mózgu udała się Pani wspaniale!

Już jako małe dziecko, marzyłam o tym, aby zostać nauczycielką. Tworzyłam własne dzienniki i karty pracy. Do mojej szkoły na samym początku uczęszczały lalki i misie. Następnie wkroczyłam na wyższy poziom i pomagałam przy lekcjach siostrzeńcowi, który był obarczony dysleksją. Starałam się urozmaicać jego zadania szkolne o własną wersję, o wiele bardziej ciekawszą i poszerzoną o dodatkowe informacje. Skupiałam się na tym, aby nauka kojarzyła się z przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Wszystko robiłam instynktownie, rozum podpowiadał mi, że właśnie tak trzeba.

Skończyłam szkołę, przyszła pora na studia, bez zastanowienia wybrałam pedagogikę przedszkolną i wszesnoszkolną. To właśnie tam dowiedziałam się o wielu możliwościach wpływania na rozwój dziecka. Zdałam sobie sprawę jak ważne są pierwsze lata życia, i jak wielki obowiązek ciąży na rodzicach.

Na studiach poznałam wiele metod nauki czytania, niestety o nauce globalnej nie było ani słowa. Nikt nie uświadomił nas nawet, że przedszkolak bez specjalnego wysiłku może nauczyć się czytać. A przecież będąc na praktykach, widziałam sześciolatki zmuszone do siedzenia w ławkach i beznamiętnie powtarzające A jak Arbuz, B jak balon, powtarzające za nauczycielką tekst z książeczek M-A-M-A. Uczone najgorszą z możliwych metod. Byłam przerażona. Dzieci, które dopiero zaczynały swoją przygodę z nauką, już były nią znudzone. Odkryłam, też że szkoła w której miałam praktyki nie była wyjątkiem. Przeprowadziłam prywatne śledztwo wśród znajomych rodziców. Wyniki były przerażające. Prawie wszystkie placówki stosowały powyższą metodę.

W niedługim czasie dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Cały mój świat stanął do góry nogami, marzenia o byciu nauczycielką musiały poczekać. Postanowiłam skończyć studia i odchować dzieci zanim na dobre zacznę pracować. Dominiś urodził się niedotleniony, wymagał rehabilitacji. Stymulacja mózgu była dla niego szczególnie ważna. Byłam bezradna, nie wiedziałam co robić oprócz żmudnych ćwiczeń. Olśniło mnie, gdy wzięłam w ręce książkę pt.” Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka”. Wtedy tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego jak mało wiem  Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że czytania można uczyć już kilkumiesięczne niemowlę. Dominiś miał wtedy 8 miesięcy. Pomyślałam: to coś dla mnie. I zaczęło się na dobre, czytanie wszystkich książek Domana, szukanie materiałów, opracowanie planów. Jak już pisałam wcześniej u nas klasyczny Doman poniósł całkowitą porażkę. Na nowo odrodziliśmy się właśnie przy polskiej odmianie tej metody, którą z całym szacunkiem nazwałabym Kasprzakowską wersją Domana.

Teraz czytanie globalne to frajda, mama ćwiczy swoją kreatywność w wymyślaniu globalnych wersji klasycznych zabaw, a Dominiś zaczyna już uczyć czytać swojego 3 miesięcznego braciszka, a co najlepsze w tym wszystkim, robi to z własnej woli.

1 Zastanawiam się tylko, jak potoczyłyby się nasze losy, gdybyśmy nie trafili na tę stronę. Ona była dla nas prawdziwym objawieniem, wielką dozą pozytywnej energii i ogromną inspiracją.

Teraz już wiem, że kiedy zostanę nauczycielką zachęcę dzieci i rodziców to stosowania globalnego czytania. Własne doświadczenia i zgromadzone materiały na pewno okażą się pomocne. Zrobię też wszystko co w mojej mocy, aby przedszkole, do którego pójdą moje dzieci spróbowało wprowadzić choćby elementy tej metody.

2 A jeśli chodzi o to co bym zmieniła w czytaniu globalnym. To popatrzyłabym na to z innej strony. Trzeba znaleźć sposób na to, aby studenci pedagogiki i nauczyciele przedszkolni dowiedzieli się, że istnieje taka metoda i warto stosować ją w zorganizowanej edukacji. Aby potrafili przekazać swoją wiedzę rodzicom, zachęcali ich do stosowania tej metody w codziennych sytuacjach domowych.

3 Jestem pewna, że dzięki takim zabiegom w każdym przedszkolu znalazłaby się jakaś część rodziców, którzy pokochaliby tę metodę i stosowaliby ją w praktyce. Większość ludzi myśli, że czytający czterolatek to geniusz, którego rodzice na siłę zmuszają do nauki. Warto obalać takie niesłuszne teorie i pokazywać, że nauka jest zabawą i wielką frajdą dla dzieci.