Strefa Aniołów
W pracowni „Pod Kotem” panowało tego dnia niezwykłe ożywienie. Nad biurkiem pochylił się wianuszek głów. Znalazłam ogłoszenie o konkursie plastycznym, którego tematem miały być …anioły.
Anioł, jaki jest, każde dziecko wie. Toteż temat uznano za bardzo łatwy i cała siódemka postanowiła przystąpić do konkursu. Konkurs nie byle jaki, ogólnopolski. Anioła namalować żaden problem. Artyści usadowili się na podłodze by opowiedzieć jak zabiorą się do swoich aniołków.
– Mój anioł – oznajmiła Sonia będzie miał długą suknię. I skrzydła…
– A mój – podjęła temat Ninka – będzie miał skrzydła też, i…no…suknię do ziemi…
– No, mój to będzie miał aureolkę – stwierdziła Marta – i już mniej pewnym głosem dodała – i skrzydła będzie miał…
Przemek, Kaja i Agatka nie zabierali głosu. Za to na buzi Ali widać było głęboki namysł.
– Może – ciągnęła wolno – może niech te anioły będą takie dla ludzi…no…przecież anioły opiekują się ludźmi. Różnymi…
– Zwierzętami chyba też – dodała szybko Nina, której rodzice kilka dni wcześniej przygarnęli bezdomnego kota.
Na twarzy Przemka malowała się przekora.
– Czy anioł zawsze musi być taki …święty? Pochuliganić trochę nie może? – z nutką zuchwałości w głosie zapytał nasz rodzynek.
Patrzyłam na moją gromadkę i już wiedziałam, że naszym aniołom nie grozi, iż będą wyglądały jak swoje własne klony. Dzieciakom uruchomiła się wyobraźnia. Podsuwałam pomysły na wykorzystanie różnych nietypowych elementów i technik plastycznych. Kilka spotkań nacechowanych było iście anielską atmosferą. Na kolorowym kartonie pojawił się Anioł Jesienny, sunący nad złocistymi drzewami. Towarzyszył mu klucz odlatujących ptaków.
Anioł Przemka miał krótkie portki i procę w dłoni. Przemek cierpliwie i starannie robił kolorowe przeplatanki. To z nich wyciął porteczki i skrzydła swojego anioła.
Anielska gromadka rozrastała się. Powstał Smutny Anioł i Anioł Zimowy, Anioł Koci i Anioł Czytelnik. Dołączył do nich Anioł Serduszkowy z szopą różowych włosów z sizalowego sznurka.
Każdy gotowy aniołek dostawał stosowne passe-partout i wędrował do wielkiej koperty. Któregoś dnia anielska trzódka odniesiona została na pocztę i odfrunęła do organizatorów konkursu…
…
Minęło kilka tygodni. Na progu stanął listonosz z kopertą w dłoni. Znałam te koperty, nie wyglądały jak przesyłka z banku albo rachunek za prąd. Zawsze wywoływały przyśpieszone bicie serca, bo kiedy żaden z artystów nie został dostrzeżony, kopert po prostu nie było. Musiały się spodobać te nietuzinkowe aniołki, wszystkie otrzymały wyróżnienie a w pracowni „Pod Kotem” tego popołudnia atmosfera znowu była anielska…