Mamo, wpuść mnie do kuchni

/fotoreportaż z mojej kuchni/

Nigdy nie widziałam Mai bawiącej się lalkami. Za to od kiedy sięgnę pamięcią zawsze coś pitrasiła. I karmiła tymi potrawami wszystkich wokół. Do dziś przyrządzanie posiłków i nakrywanie do stołu jest ulubioną zabawą mojej wnuczki.

Z czasem zabawy w gotowanie nabrały kolorytu. Kiedy Maja była na etapie pierwszych prób pisania, podpowiedziałam jej, żeby zbierając zamówienia na potrawy zapisywała je w zeszyciku. I tak się stało. Potem, już z własnej inicjatywy, Maja zrobiła okazały napis „ZAPRASZAMY  NA  OPJAT W   RESTAURACI  KOTEK” i przykleiła go na drzwiach dużego pokoju. Z sobie tylko wiadomych powodów dodała jeszcze pod spodem: „ZAPRASZAMY  NA  ROZMOWĘ  Z  BURMISZCZEM”.

Obiad w restauracji „Kotek”

Jaś, czterolatek, także chętnie uczestniczy w tych zabawach w kuchmistrzów. Od jakiegoś momentu zaczęłyśmy obie z synową wpuszczać dzieci do kuchni i pozwalać na uczestniczenie w prawdziwym pitraszeniu. Dzieci biorą udział w przygotowywaniu ciasteczek i pierniczków do wypieku, obierają jarzyny, rozwałkowują i kroją ciasto na makaron.

No, cóż, wbić jajo – sprawa niby prosta…

 

 

 Majka wałkuje profesjonalnie…

Ciasto na łazanki należy pokroić…

 … i  starannie porozdzielać

Zabawy „kuchenne” rozwijają dziecko wszechstronnie. Zauważmy, że angażują wszystkie zmysły małego kuchcika – wzrok, smak i węch pozwolą obejrzeć, posmakować i powąchać produkty. Dotyk umożliwi poznanie ich struktury. Słuch też się przyda kiedy potrawa będzie perkotać w garnku, sypkie produkty z szelestem wysypywać się będą z opakowań a płynne z bulgotem wyleją się z kartonu czy butli. Odczuwanie ciepła i zimna a także zmysł bólu również mogą pojawić się  podczas kuchennych szaleństw.  Cóż, to cena jaką płaci się za stawanie się Kuchmistrzem Doskonałym.

 Świąteczne pierniczki są przedmiotem westchnień całej rodziny…

 

 

 Na dodatek będą śliczne…

W kuchni znakomicie doskonali się sprawność małych rączek. I wytrwałość. A także umiejętność doprowadzania pracy do końca.

Nie bez znaczenia jest fakt, że żaden makaron nie smakuje tak wspaniale jak ten wywałkowany i pokrojony przez małego kuchcika.

Była sobota. Pogrążonych w głębokim śnie rodziców Mai i Jasia obudziły dobiegające z kuchni stłumione chichoty i trzaśnięcie drzwiczek od mikrofalówki. Za moment oba krasnale stanęły na progu objuczone tacą. Królował na niej talerz i dwie pajdy chleba z pyszczkami kotów przemyślnie ułożonymi z  wędliny i żółtego sera. Była kawa z mlekiem i nawet po dwa kawałki czekolady na deser.

 Zduszony jęk zmiótł szeroki uśmiech z twarzy rodziców. Zegar wskazywał 6.15!!