Czytanie to okno na świat…MT-K2023-03-30T22:54:31+02:00
Czytanie to okno na świat…
Katja Schrődinger (Zespół Aspergera) zamieściła na swym blogu kolejny fascynujący tekst, mówiący o tym czym było dla Niej wczesne czytanie i jaką rolę odgrywa ono w życiu osoby autystycznej. Dziękuję za powiadomienie, że tekst już jest. Pozdrawiamy…
P.S. Tekst jest obszerny, ale jestem pewna, że znajdą się osoby, które przeczytają go jednym tchem. Jak ja.
Pisałam już nieraz, że nauczyłam się czytać w wieku dwóch lat. Ktoś kiedyś zapytał mnie o proces nauki czytania – czy to pamiętam i jak to się działo, że zaczęłam widzieć znaczenie w ciągach abstrakcyjnych znaczków. Odpowiedziałam, że nie wiem. Nauka czytania nałożyła się czasowo z powstawaniem samoświadomości i zdolności do zapamiętywania wydarzeń. Oznacza to, że o ile mam w głowie przebłyski dotyczące książeczek, literek i innych akcesoriów, to samego procesu przyswajania już nie. Byłam o wiele za młoda, żeby móc to analizować na bieżąco. Nie mogę też cofnąć w głowie filmu i przemyśleć sprawy z dzisiejszej perspektywy, bo zapisało się za mało danych.
Ale mogę wam powiedzieć, co dała mi nauka czytania w tak wczesnym wieku. A dała naprawdę dużo.
Kiedy myślę o tym, pojawiają mi się w głowie sceny z filmu Temple Grandin o otwieraniu drzwi. Chodziło w nich o pojawianiu się zdarzeń, które otwierały nowe możliwości. Widzę też powiedzenie jak drzwi są zamknięte, to wejdź oknem, które oznacza szukanie obejścia, takiego planu B.
Czytanie było – i nadal jest – dla mnie takim obejściem. Dla autystycznego dziecka świat jest trudnym miejscem do zrozumienia. Niewiele uczymy się intuicyjnie czy przez naśladowanie. Ludzie i ich zachowanie to dla nas coś kompletnie bezsensownego i niezrozumiałego. Świat jest chaotyczny, bodźce napieprzają zewsząd jak oszalałe i nie wiadomo, co z tym zrobić.
Rozejrzyjcie się wokół i zobaczcie ile nasz świat zawiera tekstu. Napisy są wszędzie – w książkach, na opakowaniach, na budynkach. Są reklamy, znaki, tablice, różne opisy. Internet jest tekstowy. Mój przekaz, który właśnie czytacie, jest tekstowy.
Gdybym nie umiała czytać, świat wyglądałby dla mnie jak ta strona. Podejrzewam, że prawie nikt z was nie rozumie, o czym ona tak właściwie jest. Ale kiedy zmienicie język w opcjach na górze, nagle sytuacja się zmienia. Zaczynacie rozumieć i nawet się jakoś orientować.
Tym właśnie było dla mnie czytanie. Nie rozumiałam ludzi i ich dziwnych zwyczajów. Nie potrafiłam radzić sobie społecznie ani sensorycznie. Ale przynajmniej wiedziałam, gdzie jestem. I to był bardzo dobry początek.
Interakcje z ludźmi były zawsze dla mnie problemem. Do pewnego wieku byłam po prostu mocno nietypowym dzieckiem, ale nikt nie widział zaburzeń. Wszystko zaczęło się, kiedy poszłam do żłobka i zetknęłam się z większą grupą dzieci. Nie miałam pojęcia, co należy z nimi robić i dlaczego mam w ogóle coś z nimi robić. Do tego dywan strasznie śmierdział, a z sufitu waliły jarzeniówki. No to siedziałam sobie z boku i przekładałam sobie jakieś obiekty tam i z powrotem.
Wychowawczynie często podchodziły i pytały, dlaczego nie bawię się z dziećmi. Odpowiadałam, że nie umiem. Umiałam tylko wtedy, kiedy ktoś po kolei mówił mi, co mam robić. Z czasem nauczyłam się zabaw według scenariusza, z konkretnymi regułami. Ale jeśli reguł nie było, to pojawiał się problem. Mam się bawić. W porządku, ale w co? Z kim? Do kogo mam podejść i co mu powiedzieć? Co robić dalej?
Była to dla mnie wielka niewiadoma. Na szczęście miałam książki, w których bohaterowie bawili się i wspólnie przeżywali różne przygody. Mogłam wziąć taką książkę i poczytać o zabawach. Czy ogólnie o świecie, bo książki miały różną tematykę. Nie potrafiłam przyswoić tej wiedzy z obserwacji, bo ten kanał przepływu informacji był u mnie zamknięty. Za to otworzyłam sobie inny i poznawałam świat ludzkich interakcji drogą alternatywną. Poznawałam też słowa widząc je, bo w wersji mówionej nie były do końca zrozumiałe. Ważne jest dla mnie połączenie brzmienia słowa z jego wyglądem. To, co usłyszę, szybko odlatuje w niepamięć. To, co zobaczę, zapisuje się.
Podczas szukania informacji o wczesnej nauce czytania natrafiłam na zarzuty… odbierania dzieciństwa. Co za bzdura! W takim razie każdy rozwój odbiera dzieciństwo. Po co mówić, po co chodzić, skoro można pobyć nieco dłużej dzieckiem i kwilić w kołysce?
To chyba wymyślili ci sami ludzie, którzy dziwią się, że można czytać cokolwiek dla relaksu. Dla nich czytanie to męczący obowiązek.
Moja mama wpadła na pomysł bombardowania mnie językiem od niemowlaka i jestem jej za to wdzięczna jak cholera. Gdybym była izolowana od słowa pisanego do momentu pójścia do szkoły, być może nie pisałabym dzisiaj tego bloga. Nie rozumiałabym świata przepełnionego napisami. Nie mogłabym poznawać ludzkich zachowań z książek. Może czytanie o ludziach nie jest tym samym, co przebywanie z ludźmi, ale lepsza taka ścieżka rozwoju, niż żadna. A taki byłby właśnie mój rozwój społeczny – żaden.
Zamiast czytać książeczki i poznawać podstawy ludzkich interakcji, siedziałabym sama w kącie i układała zabawki w linie. Zamiast uczyć się gotowych zdań i przeprowadzać testy z ich użyciem, zajmowałabym się podziwianiem przesypywanego piasku. Tak, takie rzeczy są niesamowicie fascynujące i w żadnym wypadku nie są złe. Są po prostu inne. Ale na pewno nie rozwijają społecznie.
Człowiek jest (nie)stety istotą społeczną i musi sobie jakoś radzić w grupie. Powinien wiedzieć jak działają ludzie i jak należy się z nimi obchodzić. Pisałam wam już, że uczyłam się bycia nastolatką z pisemek typu Bravo. Znałam słownictwo, modnych artystów i trendy. Mogłam prowadzić swoje zmyślone życie wraz z bohaterami powieści. Mogłam uczyć się bycia człowiekiem, chociaż cały czas przebywałam za szybą.
Dzięki książkom poszerzałam słownictwo, utrwalałam zasady pisowni i ćwiczyłam pamięć. Tak jak neurotypowi. Ale uważam, że czytanie dało mi dużo więcej, niż daje neurotypowym. Dla mnie było tym oknem na świat, który oni mieli dostępny bez problemu.
Metoda, którą nauczyłam się czytać, to prawdopodobnie czytanie globalne. Nie jestem tego do końca pewna, bo byłam malutka, ale by pasowało. Nigdy nie literowałam ani nie sylabizowałam, tylko odbierałam słowo w całości. Nie zaczynałam od liter, tylko od obrazków z podpisami. Brzmi jak czytanie globalne właśnie.
Od razu mówię, że ten wpis nie jest reklamą czegokolwiek, tylko opisem moich własnych doświadczeń. Nie mam z tego żadnego zysku. A jeśli mam, to i tak nie znam danych do konta.
Jeśli ktoś ma ochotę na książkę o dręczeniu dzieci i odbieraniu im dzieciństwa, to udostępniam pdfa pod tytułem When Babies Read. Zastosowanie grozi brakiem analfabetyzmu, poznawaniem świata, znajomością ortografii i gramatyki, czytaniem z dużą prędkością i byciem mądrzejszym od rodziców. To ostatnie wzięłabym w szczególności pod rozwagę.
Dodatek
Wpadłam jakiś czas temu na taką koncepcję, która może być prawdziwa lub nie. Na razie nie ma ona żadnych podstaw naukowych, więc należy ją potraktować z bardzo dużym sceptycyzmem.
Ludzki mózg uczy się pierwszego języka za pomocą mechanizmu o nazwie Language Acquisition Device. Jest to wrodzona zdolność do przyswajania gramatyki, która zanika w wieku mniej więcej pięciu lat. Oczywiście można się w dalszym ciągu nauczyć mówić, jednak jest to dużo trudniejsze. Okres krytyczny przyswajania pierwszego języka (First Language Acquisition) kończy się w wieku 12-13 lat. To zostało potwierdzone.
Mogę uczyć się różnych języków całkiem łatwo, ale zawsze będą to języki obce. Mój okres krytyczny przyswajania języka jako własnego już dawno minął.
Pomyślałam sobie, że może u ludzi z cięższą formą autyzmu ten okres krytyczny jest dużo krótszy i kończy się w całości około piątego roku życia. Sam LAD byłby aktywny tylko przez pierwsze dwa lata. Później jeszcze dwa-trzy lata jako-takiej przyswajalności i nagle koniec. Każdy język staje się od tej pory obcy.
Takie skrócenie okresu krytycznego wyjaśniałoby regres rozwoju mowy i konieczność uczenia pierwszego języka jak obcego, w wielu przypadkach nieskutecznie. Zauważcie też, że osoby, które w wyniku różnych zaniedbań bardzo późno nauczyły się mówić, zachowują się podobnie do osób autystycznych. Pod względem komunikacyjnym oczywiście, nie w całości.
Zapytałam Noama Chomskiego, co myśli na ten temat. Odpowiedział, że brzmi całkiem sensownie, ale nie zajmuje się autyzmem. Skierował mnie do Maryanne Wolf, która siedzi w temacie ligwistyki i autyzmu, ADHD oraz dysleksji. Maryanne do dzisiaj nie odpowiedziała, ale mam nadzieję, że kiedyś to zrobi. Nawet jeśli odpowiedź będzie brzmiała Boże, co za bzdury, to i tak będę szczęśliwa. Będę przynajmniej wiedziała, czy dobrze kombinuję.
Co to ma wspólnego z czytaniem? Otóż być może, jeśli będziemy intensywnie uczyć dziecko języka od niemowlaka, to uda się wykorzystać LAD i cały okres krytyczny, dopóki jeszcze jest aktywny.