RECENZJA & ROZDANIE (Frigiel i Fluffy)

Frigiel i Fluffy, tom 1
Powrót Smoka Kresu
Wydawnictwo RM
Autorzy: Frigiel – Nicolas Digard
Ilustracje: Thomas Frick
Tłumaczenie: Magdalena Łachacz
http://www.rm.com.pl/

Kiedy tylko książka „Frigiel i Fluffy” znalazła się w mych rękach, wiedziałam już, że sprawa nie będzie prosta. Rysunek na okładce sugerował, że to publikacja z gatunku fantasy i nie pomyliłam się. Nie dość, że po kartkach pałętają się zombie, upiory, żywi-zmarli, magowie, krwiożerczy smok, to na dodatek wszystko o czym opowiada fabuła rozgrywa się w świecie Minecrafta.

Gorzej niż źle!

Wszystkie budowle, postacie, zwierzaki, ba! – nawet woda, trawa, słońce i kaktusy zbudowane są z bloczków. Wiadomo, jak w Minecrafcie.

Rzecz w tym, że nie lubię fantasy, a gry komputerowe uważam za szczególnie niebezpieczną toksynę. Bardziej zabójczą niż muchomor sromotnikowy.
Żeby napisać recenzję musiałam jednak przebrnąć przez te bloczkowe bezdroża, budowle, wodospady, przyjrzeć się bloczkowej fabule i zaprzyjaźnić z bloczkowymi bohaterami.

Ci ostatni to piętnastoletni Frigiel i jego pies Fluffy. Świętują beztrosko osiemdziesiąte urodziny dobrotliwego króla Lludda Lawa we wsi Lanniel, gdy raptem nad wioską i zgromadzonymi w niej ludźmi pojawia się straszliwy Smok Kresu, któremu nie trzeba zbyt wiele czasu, by zniszczyć Lanniel i jego mieszkańców.

A dalej zaczyna być – o dziwo! – coraz bardziej ciekawie. Dziadek chłopca postanawia stawić czoła strasznemu smokowi, Frigielowi zaś wyznacza zadanie – chłopak musi dotrzeć do miasta Puaba, gdzie mieszka Valnar, przyjaciel dziadka. Frigiel musi dostarczyć Valmarowi skrzynkę z tajemniczą zawartością.

Podróż najeżona jest trudnościami. Straszliwi endermani, szkielety, żywe trupy, fragmenty pejzażu ze skały macierzystej*, jaskinie ze złożami złota i diamentów to tylko część przeszkód na jakie natrafiali Frigiel i Fluffy w drodze do Puaby.

Czy chłopcu i psiakowi udało się dotrzeć do miasta i przekazać Valnarowi czarną skrzynię. Co takiego zawierała? A co z dziadkiem i Smokiem Kresu? Co wydarzyło się w siedzibie króla złodziei i kim właściwie okazali się Gwardziści Światła? Kim naprawdę jest Alice – sympatyczna złodziejka? Na te pytania odpowie – przyznaję, naprawdę ciekawa – książka „Frigiel i Fluffy”.
Opowieść jest wartka, naszpikowana nagłymi zwrotami akcji i wciąga, naprawdę wciąga tak, że po jakimś czasie zapomina się, że to fantasy… A z mojej strony – słowo daję – to wyraz największego uznania… ?

Nie wiem czym jest portal umieszczony na krawędzi wulkanu, w którym znikają bohaterowie na ostatniej stronicy książki. Miłośnicy Minecrafta zapewne to wiedzą**. I z ochotą sięgną po kolejny tom serii, by dowiedzieć się co spotkało bohaterów książki.

Nie zachwycają mnie ilustracje. Szaro-biało-czarne są pewno utrzymane w minecraftowej konwencji. Nie one jednak są tu najważniejsze. Bogactwo słowa, stylu, pomysłów nie wymaga ilustracji. I bez nich czytałoby się tę książkę z zainteresowaniem.

Dlatego też przyszło mi do głowy, że „Frigiel i Fluffy” to – być może – pomysł autora na oderwanie młodych czytelników od monitorów. Przekonam się o tym, gdy mój egzemplarz trafi w ręce 10-letniego gracza, znawcy Minecrafta – Jaśka. Jeśli treść książki pochłonie go jak portal pochłonął bohaterów książki, znaczyć to będzie, że zamierzenie autorów powiodło się.

* A nie, nie powiem; przeczytajcie sami
**  Już wiem – to miejsce, które przenosi gracza do innej rzeczywistości
Wydawnictwo RM obdaruje książką trzech czytelników, którzy polubią i udostępnią tę recenzję oraz odpowiedzą w komentarzu  (na fanpage’u) na pytanie kto w ich rodzinie pasjonuje się grą Minecraft.

Zabawa trwać będzie do poniedziałku, 27 maja.