Koniec wakacji to prawdziwy wysyp z rogu wydawniczych obfitości. A ja mam to szczęście, że nadchodzą do zrecenzowania naprawdę fajne książki.
Przyszło mi zawrzeć bliższą znajomość z nową serią książek Wydawnictwa RM „Wielkie ludy historii”. Przyznam, że sięgałam po te książki bez większego entuzjazmu, bo… nie lubię historii. Nie lubię i już.
A kiedy już skończyłam pierwszą z nich, zadumałam się i pomyślałam, że być może moje widzenie tej dziedziny nauki byłoby zupełnie inne, gdyby w czasach mego dzieciństwa dostępne były takie właśnie książki.
Cykl liczy cztery książki i każda z nich jest pasjonująca. Każda opowiada „ z życia wziętą” historię jednego z członków miejscowej społeczności. Nienachalnie i zupełnie mimochodem autor przemyca młodym czytelnikom informacje o gospodarce, kulturze i sztuce, wojnach i bitwach, potrawach i obyczajach. Wisienką na torcie są realistyczne, barwne ilustracje.
Na końcu każdego rozdziału jest słowniczek z objaśnieniami nieznanych terminów. Dzięki temu dowiedziałam się, że Wikingowie grali w szachy, co to jest medjai i kim byli rzemieślnicy grobowi w starożytnym Egipcie.
Bohaterowie już po pierwszym rozdziale staną się bliscy czytelnikowi, który rozprawiwszy się z jedną, chętnie sięgnie po kolejne książki serii. Wydawnictwo dedykuje „Wielkie ludy historii” dzieciom w wieku 8-11 lat. Od siebie dodam, że serię tę można ofiarować tym, którzy historię uwielbiają i takim jak ja – którzy jej nie kochają. I jedni i drudzy przeczytają te opowieści z zainteresowaniem. Założę się, że niejeden rodzic także sięgnie po te publikacje z ochotą.