Niebko i babcine rozterki…
Wczoraj byłam na targach „Mamy dziecko”. Hala targowa szczelnie zastawiona była stoiskami. W każdym z nich uśmiechnięci wystawcy przekonywali rodziców, że produkt/usługa oferowane przez ich firmę to właśnie to, w co rodzic powinien zainwestować. Koniecznie! Bez tego kocyka/układanki/ butelki czy umiejętności dziecko będzie nieszczęśliwe, niezdrowe, niespełnione, nie będzie się rozwijało jak należy…
Krążyłam po targowej hali. Uszy atakowała mi głośna muzyka. Pękały baloniki w rękach dzieci, z nadmuchiwanego zamku dobiegały radosne piski, a ja sięgnęłam do wspomnień.
Czy wiesz drogi, młody czytelniku co to takiego „niebko”? Otóż niebko to jamka wygrzebana w ziemi i przykryta kawałkiem szkła. Z rozbitej szyby czy butelki. Miejsce łączenia ziemi i szkła jest (a raczej było) w porządnym niebku pięknie ozdobione. Jamkę wypełniały kamyczki, kwiaty, listki, nasiona, z których należało ułożyć jak najpiękniejszy wzór. Co dalej? – zapytasz. Ano nic. Niebka się miało, porównywało, maskowało, zawłaszczało. Niebek się zazdrościło, w niebkach osiągało się mistrzostwo… Niebka pokazywało się tylko wtajemniczonym. Wtajemniczony miał prawo odkryć niebko. Niekiedy należało na nie napluć by oczyścić szkiełko z ziemi. Wtajemniczony był dumny z wtajemniczenia, pluł z przejęciem, przecierał niebko, podziwiał i komentował…
Co w tym niezwykłego? – zapyta przedstawiciel młodego pokolenia. Już mówię. Niebko było wspaniałą zabawą sensoryczną. Doskonaliło zmysł wzroku, słuchu (nasionka strzelały, liście szeleściły), dotyku (jamki grzebało się w glinie, piachu, żwirze, albo błocku). I smaku (jak wspaniale smakowały malutkie, okrągłe nasionka, o których mówiliśmy „chlebki”). Węchu także, zwłaszcza gdy zaglądało się do niebka po paru dniach, a temperatury na dworze były dodatnie…
Niebko rozwijało poczucie estetyki. Rozwijało też umiejętności matematyczne – podczas konstruowania dokonywało się przeliczanie, porównywanie, odtwarzanie rytmu graficznego.
Niebko uczyło społecznych postaw. Dzięki pięknym niebkom miało się szansę na wyższą pozycję w podwórkowej hierarchii.
Plując lub dmuchając na niebko wykonywało się ćwiczenia logopedyczne.
Niebko…no, cóż… W jakimś stopniu podnosiło też odporność. Nie śmiejcie się. Mocno wierzę w to, że to plucie na szkiełko, to zajadanie się nasionami podnoszonymi do ust niekoniecznie czystymi rękami, to miksowanie się bakterii moich i moich rówieśników – wychodziło nam ostatecznie na zdrowie.
Niekiedy kawałek szkła przecinał skórę. Pojawiała się krew. Nie biegło się z tym do mamy. Należało ją wyssać… i po krzyku!
No, dobrze. A co jest źródłem rozterek? Na targach pojawiła się myśl, że dzisiejsze dzieci nie robią niebek. Rodzice dbając o wszechstronny rozwój malucha nabywają piękne i kosztowne zabawki rozwijające zmysły. I inne – doskonalące pojęcia matematyczne. Albo kolejne – realizujące zalecenia logopedów. Rodzice dzisiejszych maluchów nie słuchają opowieści mamy czy babci o niebku… Mama czy babcia zresztą nie miałaby odwagi opowiadać o niebku – zabawie prymitywnej i zupełnie bez wartości a na dodatek… darmowej.