Nauka nie za wszelką cenę!
Wcale nierzadko dostaję listy od rodziców pytających czy sugerowane przeze mnie, radykalne bardzo, odstępstwa od klasycznych sposobów realizowania metody nie sprawią, iż dziecko nie nauczy się czytać w odpowiednim czasie.
Fakt, Glenn Doman zaleca 9 sesji z piętnastoma bodajże wyrazami codziennie. Ja zaś – zupełnie beztrosko – piszę, by nie stosować sztywnych reguł, bawić się wtedy, gdy i dziecko i rodzice mają na to ochotę i w najmniejszym stopniu nie przejmować się tym, że sesja nie odbędzie się wcale, bo upał, wizyta babci, zakupy się przedłużyły, idziemy do kina, do zoo itd., itd.
Zadajmy sobie pytanie o co w tych zabawach chodzi najbardziej. Czy o to, by dziecko zaczęło czytać jak najwcześniej, wcześniej niż jego rówieśnicy? Jeśli tak, to należy sesje przeprowadzać regularnie, niezależnie od nastroju i samopoczucia naszego i dziecka. Takie postawienie sprawy spowoduje, że prędzej czy później zarzucimy te zabawy, bo 9 sesji dziennie jest zbyt wielkim obciążeniem nawet dla niepracujących zawodowo matek. Dla dzieci także. Szybko poczną one traktować te sesje jako przykry przymus. Ten przymus odczują również rodzice, pojawi się poczucie winy, że cały proces nie odbywa się tak jak to nakazał twórca metody. O, tak, o tym poczuciu winy też czytam często…
Moje założenie jest inne. Zabawy te mają sprawić, że dziecko pokocha czytanie, pokocha te zabawy z mamą czy tatą, będzie ich wyglądać, a czytanie będzie mu się kojarzyć jak najlepiej.
Nauka czytania organizowana spontanicznie i radośnie odbywać się będzie przy okazji. Dziecko nauczy się czytać, może nieco później niż byśmy oczekiwali, ale dokona się to bez cienia przymusu i znużenia.
Dlatego z uporem maniaka powtarzam wciąż i wciąż, że czynnik psychologiczny, budowanie pozytywnych skojarzeń, radość, śmiech, oczekiwanie – są w tych zabawach najważniejsze. Czytanie nieznanych tekstów pojawi się, ale nie ono jest w tym wszystkim najistotniejsze.
Pamiętacie? Pisałam o tym, że zabawy w czytanie intensywnie stymulują ważne obszary w umysłowości dziecka. Rozwijają jego fotograficzną pamięć, spostrzegawczość, uwagę, analizę wzrokową, umiejętność porównywania. Tego nie da się zważyć czy zmierzyć, ale te procesy zachodzą. Miejmy tego świadomość. Toteż bawmy się wesoło, radośnie, bez przymusu i poczucia winy, że dzieje się to dopiero pierwszy, a nie dziewiąty raz tego dnia. Tylko w takim klimacie dziecko rozkwitnie i ukaże Wam swoje możliwości i drzemiący w nim potencjał.