Edukacja Domowa (2)

Temat domowej edukacji wyraźnie niektórych zaintrygował. Myślę, że z zadowoleniem przyjmą oni kolejny odcinek wynurzeń mamy edukującej swą trójeczkę w domu.

***

Rodzinka się uczy – Mity o edukacji domowej (2)

Edukacja domowa, jako alternatywna i mało popularna forma spełniania obowiązku szkolnego, owiana jest pewnymi mitami, z którymi spróbuję się teraz uporać.

Jednym z nich jest to, że rodzic, jeśli nie ma wykształcenia pedagogicznego, nie da sobie rady z nauczaniem dzieci.
Nic bardziej mylnego. To rodzic jako osoba, która najbardziej zna potrzeby swoich dzieci wie w jaki sposób najlepiej do nich dotrzeć. W klasach 0-3 troskliwy rodzic jeśli wykaże się cierpliwością jest w stanie nauczyć dziecko czytać (ale tego przecież czytelnikom Czytania globalnego pisać nie trzeba), pisać, dodawać i odejmować w zakresie do 1000, czy też tabliczki mnożenia.

 

Troszkę trudniej już jest w starszych klasach, ale powiedzmy sobie szczerze, bardzo często w szkole dzieci są uczone, a dopiero w domu z rodzicami uczą się przerabianego materiału. Tylko dzieci edukujące się w domu nie są zmęczone „przebywaniem w szkole”, więc proces uczenia się jest bardziej efektywny. Dodatkowo rodzic, jeśli jest zaangażowany w proces edukacji dziecka, wyszuka ciekawe publikacje, czy zainspiruje do różnych eksperymentów nomen omen domowych. Dzięki temu proces zapamiętywania będzie dużo, dużo bardziej skuteczny. Kto z nas dorosłych nie zna tego z własnego doświadczenia?

Najbardziej popularnym mitem jest brak socjalizacji.
Często ludzie uważają, ze dzieci w edukacji domowej będą odizolowane od kolegów. Owszem może się to zdarzyć, w sytuacji, gdy rodzina mieszka w małej wsi, gdzieś na „końcu świata” (bywają przecież wsie, a nawet jeśli się nie mylę również miasta – tak jak chorwackie Hum – liczące tylko kilku obywateli) i ta rodzina nie posiada żadnego środka lokomocji ?.
Niektórzy twierdzą również, że dzieci po zakończeniu edukacji domowej nie będą potrafiły odnaleźć się w „prawdziwym” świecie. Prawdą jest, że to dzieci uczące się w domu żyją w prawdziwym świecie. To dzieci, uczące się w szkołach funkcjonują w sztucznie stworzonych grupach rówieśniczych, podczas gdy poza szkołą życie toczy się w środowisku mocno zróżnicowanym wiekowo.

Dzieci ED dzięki temu, że mają więcej czasu wolnego, chętniej (statystycznie) angażują się w różne formy wolontariatu. Starsze dzieci chętniej szukają jakiejś dorywczej pracy. Dzięki temu niejako przy okazji zdobywają tak ważne umiejętności jak pisanie podań, CV, ale przede wszystkim zdobywają doświadczenie, które jest znacznie cenniejsze niż wiedza zdobyta podczas lekcji EDB (Edukacja dla biznesu).

Wielu rodziców rezygnuje z pomysłu uczenia swoich dzieci, bo uważają, że nauczyciel zrobi to lepiej. Owszem, zdarzają się pedagogiczne perełki. Kilku takich nauczycieli spotkałam w swoim życiu. Jednak ze swojego doświadczenia wiem, że ten sam nauczyciel, który całkowicie nie był w stanie zapanować nad klasą (20 rozbrykanych chłopaków i 8 dziewcząt) podczas lekcji indywidualnych ze mną (drugą i trzecią klasę LO realizowałam w trybie indywidualnego nauczania ze względu na mój stan zdrowia) sprawił, że rozwinęłam skrzydła. Podpowiadał mi zupełnie inne podręczniki niż te obowiązujące w klasie, stawiał mi do rozwiązania różne problemy naukowe. Jednym słowem pomimo znacznie skromniejszego wymiaru liczby godzin (raptem 2 godz. tygodniowo) nauka z nim miała zupełnie inną jakość niż nauka w klasie. Bardzo mi się to przydało w późniejszej edukacji podczas studiów.

Reasumując – edukując dziecko w domu, narażamy się na drwiny otoczenia, często nawet bliskiej rodziny. U nas też na początku padło hasło: a co z rówieśnikami? Na szczęście dziadkowie obserwując jak dzieci funkcjonują i jak pięknie się rozwijają, już się przekonali i wspierają nas na co dzień.
Pamiętajcie, że można też skorzystać z szerokiego wachlarza zajęć dedykowanych uczniom z ED, można też zawiązać kooperatywę t.j. skrzyknąć się z najbliżej mieszkającymi rodzinami i wspólnie edukować dzieci. W podobnej inicjatywie braliśmy udział w zeszłym roku szkolnym. W tym roku mamy nadzieję na kontynuację; zobaczymy co z tego wyjdzie…

Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z takich zajęć.

1.Jedne z zajęć prowadzone były 12 września czyli w rocznicę bitwy pod Wiedniem, nie można było nie wspomnieć o tak, ważnym wydarzeniu historycznym.

2.Jak najlepiej zapamiętać podstawowe informacje o bitwie? Np. liczebność poszczególnych wojsk? Można każdego żołnierza zobrazować jako krople wody. Nawet maluchy chciały mieć w tym swój udział. Mam nadzieję, że dzieci do końca życia zapamiętają, że wojsk osmańskich była niepełna niemowlęca wanienka, a wojsk polskich szklanka!

3. Nauka liczenia w najmłodszej grupie. Nie tak łatwo wykonać cyfry z drucików kreatywnych.

4. A to efekt, gdy maluchom, zaczną pomagać starsi koledzy. Jak widać na zdjęciach zarówno maluszki, jak i ich starsi koledzy świetnie motywują się do nauki nawzajem!

5. Tęczę też można zrobić w grupie nie-rówieśniczej!? Wędrujące kolory to świetne doświadczenie, w którym dzieci poznają zasady mieszania kolorów, ale także zjawiska kapilarnego i dyfuzji.