III Konkurs Wiosenny – Monika Dudek
Przyznam, że z ciekawością wielką czytałam Wasze konkursowe wypowiedzi. Co też zadecydowało o wyborze czytania globalnego? Odpowiedzi były bardzo różne. Tu samo dziecko wykazało zainteresowanie obrazkami i napisami, tam mama sięgnęła do doświadczeń swojej mamy. Inny rodzic zainteresował się dyskusją na forum. Kilka osób zetknęło się z klasycznym Domanem, ale „odpadły” przy próbach realizowania zaleceń kilku sesji dziennie. Kiedy okazało się, że można sobie odpuścić, potraktować temat zupełnie zabawowo – wróciły do metody.
Na początek wybrałam wypowiedź Pani Moniki Dudek, matki trzech chłopców. Pani Moniko, jak Pani znajduje czas na te zabawy mając w otoczeniu trzech wymagających Budrysów? Ale efekty są znakomite! Chłopcy zżyli się z książkami, z czytaniem, mają wspaniale „podkręconą” zabawami pamięć i spostrzegawczość. Mikołaj (4 lata 9 miesięcy) daje dowody doskonalącej się analizy wzrokowej i dziarsko wkracza w „normalne” czytanie. Filmik z zafoliowanymi zwrotami i zdaniami jest tego dowodem. Nauka czytania będzie się Pani chłopcom kojarzyła tylko dobrze. I za to w imieniu chłopców bardzo Pani dziękuję! Oddaję głos Pani Monice i Mikołajowi.
Czytanie globalne pokochałam całym sercem. Gdy tylko mamy dłuższą przerwę, tęsknię. Sięgam po „swoje książki” drogowskazy a motywacja powraca ze zdwojoną siłą.
O czytaniu globalnym słyszałam już dawno. Pewnie dowiedziałam się o nim przez Internet. Tylko wtedy trafiłam na forum, gdzie podchodzono do tej formy sceptycznie. Przeczytałam kilka komentarzy, a po co uczyć dzieci na pamięć, że to bez sensu itd. I dalej nawet nie drążyłam. A szkoda.
Zgłębianie wiedzy o czytaniu globalnym rozpoczęłam z zatrutego źródła. Minął jakiś rok i całe szczęście trafiłam na blogi rodziców, którzy stosowali tę metodę w nauczaniu swoich latorośli. Dopiero wtedy ruszyłam w odpowiednim kierunku. Przeczytałam jedną książkę, potem drugą, konsultowałam się z panią psycholog. Pojawiła się ogromna fascynacja – czytanie globalne jest wspaniałe, chyba nawet już nie muszę pisać o jego zaletach. A skutek uboczny to umiejętność czytania.
Postanowienie. Muszę zastosować u swoich dzieci. Plan został opracowany. Działania rozpoczęte. I niespodzianka, dzieci szybko znudzone, trzeba było kombinować by chciały obejrzeć słowa – podczas jazdy samochodem, podczas picia mleka. Początki były trudne. Starałam się zachować wszystkie przykazania – by brzuszek był pełny, by buźka zadowolona, a mama w dobrym humorze, by było szybko i sprawnie. I do dziś zachodzę w głowę, jakim cudem można dać radę przy pięciu zestawach pięć razy dziennie (w sumie Doman zaleca 9 sesji dziennie – przyp. mój – M.K.), a do tego matematyka i może język obcy. Ale byłam zdeterminowana, bo wiedziałam, że zapewne ja robię coś źle. Tym razem w metodę wierzyłam i nie wątpiłam. I wtedy trafiłam na bloga Pani, Pani Mario. Moje pytanie, obawy i wątpliwości i Pani odpowiedź. Mnóstwo inspiracji, a jeszcze więcej motywacji.
I sukces. Miki zapamiętywał słowo po słowie, dobrze przy tym się bawiąc. E tam dobrze, w s p a n i a l e, bo czyż mogłoby być lepiej niż sytuacja, gdy dziecko się samo upomina. „Mamo pobaw się ze mną w słowa”, „Ja chcę jeszcze”. I nawet gdy z mojej winy była długa przerwa od czytania globalnego, dziecko nie zapomniało. Miki upominał się wręcz o te zabawy, by powróciły. I kontynuowaliśmy. I dziś zaczynamy powoli zbierać owoce tej „pracy”. Nie są może spektakularne, ale cieszą. Słyszę: „Mamo, a to wygląda jak w słowie kot” (na literkę t), „A tu to jak w słowie lew” (na literkę e).
Książki o czytaniu globalnym: Domana, państwa Minge, Pani, blogi innych rodziców są dla mnie nieustannym źródłem motywacji, sięgam po nie często.
W słowa bawię się z prawie pięcioletnim Mikołajem, zaczynam z prawie trzyletnim Filipem (u niego czysto domanowska metoda się nie sprawdziła całkowicie) i powoli rozpoczynam z prawie pięciomiesięcznym Kacprem. W przypadku Kacperka jest to tylko pokazywanie, ale około roku rozpoczniemy zabawę.
Czytanie globalne jest dla nas zabawą, przygodą, pomysłem na przyjemne a zarazem pożyteczne spędzenie czasu, interesującym doświadczeniem, z którego każdy coś czerpie, i rodzic i dziecko. I ze swojego doświadczenia, już mogę to powiedzieć!, polska odmiana Pani Marii Trojanowicz – Kasprzak u nas sprawdziła się najlepiej! Działa! Bez żadnego planu, bez przymusu, bez odliczania sesji, słów. I jest doskonałą zabawą.
[embedplusvideo height=”380″ width=”640″ editlink=”http://bit.ly/1Pj13Uj” standard=”http://www.youtube.com/v/ceoKD5we-Gg?fs=1″ vars=”ytid=ceoKD5we-Gg&width=640&height=380&start=&stop=&rs=w&hd=0&autoplay=0&react=1&chapters=¬es=” id=”ep9098″ /]