Rodzinka się uczy – praca z dziećmi z opiniami z PPP (3)

Jak już wiecie, jestem fizykiem i korepetytorką przedmiotów ścisłych w FiPasja. W swojej pracy na przestrzeni lat, trafiałam na przeróżnych uczniów. Byli ci bardzo zdolni z pędem do nauki, którzy wymagali od nas coraz to nowych wyzwań i stawiania coraz trudniejszych problemów do rozwiązania.

W przeważającej liczbie byli jednak ci, którzy chcieli przygotować się lepiej do sprawdzianu, testu kompetencyjnego, matury, czy też sesji. Niektórzy trafiali do nas, bo prowadzący grupę ćwiczeniową profesor, dawno zapominał jakie są realia szkoły średniej i nie tłumaczył tylko wymagał (wtedy duża część tej grupy przychodziła do nas i tłumaczyliśmy im zajęcia od początku).

W ostatnich latach coraz więcej trafia do nas uczniów z różnymi problemami w nauce, np. dyskalkulią, zaburzeniami przetwarzania wzrokowego i zaburzeniami przetwarzania słuchowego, a także uczniów z Zespołem Aspergera. Dla tych uczniów nauka matematyki to ogromny wysiłek.

Szukałam różnych sposobów na to by im pomóc. Jeden z uczniów z LO przyszedł do mnie i mówi, że on nigdy się matematyki nie nauczy, bo tak wszyscy mu powtarzają, począwszy od nauczycieli w szkole, poprzez kolejno rezygnujących po dwóch trzech lekcjach korepetytorach.

Bardzo mnie boli takie traktowanie ucznia i nie rozumiem jak wykształcony pedagog może powiedzieć dziecku, że jest ono DEBILEM. Jak to możliwe, że rodzic tego dziecka nie reaguje na takie słowa? Pracuję z tym uczniem pół roku. Są efekty! Bez zagrożenia przeszedł do następnej klasy. Teraz jego marzeniem jest zdać maturę z matematyki. Proszę Was trzymajcie kciuki za niego.

Dla mnie czymś niesłychanym jest to, że nauczyciele (głównie) w szkołach średnich, nie respektują zapisów opinii Poradni Pedagogiczno – Psychologicznych.

Zdaję sobie sprawę, że mogą nie mieć uprawnień z oligofrenopedagogiki, czy też innego rodzaju pedagogiki „specjalnej’. Niemniej jeśli w treści opinii jest napisane, że uczeń wymaga wsparcia, to zechciejmy tego wsparcia udzielić. Jeśli jest zapis, że uczeń wymaga wydłużonego czasu na sprawdzianie, a nie ma na to możliwości, bo przerwa trwa tylko 5 min., to albo skróćmy sprawdzian dla całej klasy, a uczniowi dajmy do dyspozycji całą lekcję, albo dla potrzebującego ucznia zmniejszmy liczbę zadań, pozwólmy korzystać z tablic maturalnych, czy też innych pomocy ( nie będących ściągami oczywiście!)

Nie jest też tak, że wszyscy nauczyciele są źli i niekompetentni. Wielu z nich to wspaniali PEDAGODZY. W mojej historii korepetytorskiej spotkałam taką wspaniałą panią nauczycielkę matematyki, która poprosiła rodziców uczennicy o kontakt do mnie.

Rozmawiałyśmy regularnie i cały czas modyfikowałyśmy sposób nauki. Ostatecznie najlepszą formą nauki okazały się lekcje online. Dziewczynkę blokował paraliżujący strach. Przez dłuższy czas sprawdziany w klasie szły jej gorzej. Nauczycielka, nie widziała większych postępów na lekcji, za to ja siedząc po drugiej stronie komputera, widziałam ogromny przeskok.

Zaczęłam nagrywać swój monitor, na którym widać było jak ta uczennica rozwiązuje zadania. Wtedy pani nauczycielka zdecydowała się, że będzie w ten sposób robić sprawdziany tej uczennicy. Okazało się, że posadzenie jej przy komputerze, z muzyką w słuchawkach, pomogło całkowicie zniwelować stres. Potem stopniowo pokonywałyśmy lęki, kiedy to większość zaległości było już nadrobione.

Po co ten wpis? Trochę po to, żeby umotywować dlaczego szukam alternatywnych technik uczenia, trochę dlatego, że zaczynamy nowy rok szkolny i może trafi to do nauczycieli i uzmysłowi, że opinie z PPP nie są tylko świstkiem potrzebnym do matury, wytrychem, by było łatwiej. W opiniach zawarte są wskazówki do pracy z uczniem, na co zwrócić większą uwagę, za co nie „karać” ucznia.

Po trosze to też kolejny powód, dla którego my zdecydowaliśmy się na edukację domową. Nasza Danusia dwa lata temu nagle co chwilę zaczęła dopytywać o to samo, po 50 razy dziennie, po kilkanaście razy na godzinę.
Zaczęliśmy się martwić, szukać, trafiliśmy do neurologa, który zlecił EEG, by wykluczyć padaczkę wyłączeniową. W EEG na szczęście nic nie wyszło. W grudniu ub.r. na wizycie u naszej genetyk, pani profesor zasugerowała, by sprawdzić przewodnictwo słuchowe. Pojechaliśmy na diagnostykę i wyszły klasyczne zaburzenia przetwarzania słuchowego. Nie jest to niedosłuch, jednak ucho słyszy, za to mózg zniekształca sygnał i Danusia „zmyśla” to czego nie dosłyszała. Sama sobie dopowiada, a tak na prawdę nie ona tylko jej mózg. To tak w myśl przysłowia: głuchy co nie dosłyszy to zmyśli.

Kiedy powiedziałam znajomym, że Danusia została zdiagnozowana, to usłyszałam: – Ty to tylko diagnozy kolekcjonujesz!

Ale gdyby nie świadomość tego, to mogłabym się irytować, że powtarzam kolejny i kolejny raz to samo. Teraz, dzięki diagnozie wiem, że muszę wyjść do cichego pomieszczenia i mówić do Danusi patrząc jej w oczy. Taki komfort nauki mogę jej zapewnić tylko w edukacji domowej?

Zdzisława Kowalska