Edukacja Domowa (5) – tym razem rozważania na temat… szacunku.

 W edukacji domowej (jak w każdej porządnej edukacji) nie chodzi wyłącznie o czytanie, pisanie i liczenie.

***

Ostatnio pisałam o pomocach matematycznych. Jeszcze do nich wrócimy, ale dziś poruszę temat trochę inny, niemniej dla nas bardzo ważny.

Dzieci jak to dzieci, jeśli się bawią to na całego, doświadczają świata wszystkimi zmysłami. Jednak często po ich zabawach zostaje ogromny bałagan.

Trochę nam to przeszkadzało, jednak przy jednym dziecku, jeszcze nie stanowiło problemu. Danusia już jako półtoraroczne dziecko była przez nas uczona porządkowania zabawek po zabawie, oczywiście z rożnym skutkiem?.

 

Przy dwójce biegających łobuziaków, bałagan zaczął eksplorować coraz szersze powierzchnie naszego mieszkania. Stopniowo próbowaliśmy ich uczyć, żeby odkładali na swoje miejsce, żeby dbali o naszą wspólną przestrzeń.

Przy trójce wydawało mi się, że już jest lepiej, do czasu gdy Dobrusia nie zaczęła dokładać swoich zabawek i swojej ekspresji. Naukę porządkowania teraz skupiamy właśnie na niej. Można powiedzieć, że jest lepiej, ale dzieci nadal mają opory, szczególnie Dariusz, niemniej, coraz lepiej im to wychodzi
.
W naszej bibliotece domowej jest sporo starych pięknych książek. Jeszcze niedawno były chronione przed niszczycielskimi raczkami na najwyższych półkach, żeby dzieci ich nie używały bez nadzoru.

Teraz dostają do oglądania bardzo stary rocznik Małego Przewodnika z 1936 roku, zbierany jeszcze przez moją prababcię dla swoich dzieci. Mamy też piękne stare wydanie „Małych Bohaterów” Zofii Lorentz, przepięknej książki zawierającej „Bajki walczącej Warszawy”. Do innych „staroci” dzieci muszą dorosnąć.

Ale aby mogły zrozumieć, że o książki i inne rzeczy należy dbać, to musimy nauczyć je szanowania rzeczy, a przede wszystkim zabawek. Jak tego się uczyć?

To trudne w obecnych czasach konsumpcjonizmu. Dlatego też pierwsze kroki w edukowaniu dzieci do szanowania rzeczy skierowałam do moich rodziców. Podczas wizyt w domu rodzinnym dziadzio mozolnie kleił książki, które od intensywnego czytania rozlatywały się na części.

Babcia z cierpliwością, której mi na co dzień brakowało, szukała z dziećmi każdej zagubionej części układanki, czy zaginionego klocka.

Obserwując to doszłam do wniosku, że musimy być konsekwentni w tym szanowaniu i również poszukiwać, kleić i reperować bo najlepszą formą uczenia jest dobry przykład. Najtrudniej było namówić na to mojego męża, ale stopniowo i jego udało mi się przekonać.

Jakiś czas temu sąsiad podrzucił nam piękny drewniany stoliczek z grami planszowymi.

Niestety sporo pionków było poniszczonych. W niektóre gry w ogóle nie graliśmy, bo przez brak pionków było to niemożliwe. Do innych korzystaliśmy z kompletów pionków z wcześniej przez nas zakupionych gier. Aż ostatnio po pracach plastycznych zostało nam trochę masy solnej. I wpadłam na pomysł, że sami dorobimy pionki właśnie z masy solnej.

Dzieci z radością zabrały się do pracy i w dosłownie dwie godziny mieliśmy zrobione pionki do Chińczyka, gry w drabiny i węże, oraz kuleczki do gwiazdy. Kilku gier z zestawu nie znamy, bo stolik nie miał załączonej instrukcji, która również u sąsiada „zaginęła w akcji”, może ktoś z Was nam podpowie, jak szukać reguł tych gier?

A teraz pozwolę sobie na chwilę wspomnień, gdyż to moi rodzice i dziadkowie nauczyli mnie okazywać szacunek innym, a także szanować rzeczy, szczególnie książki i mądre wartościowe zabawki.

Pamiętam moją babcię, mamę mojej mamy, która była mistrzynią niemarnowania i szanowania. To ona uczyła mnie, żeby wyrażać szacunek wobec dziadków poprzez ucałowanie ich rąk. Tak samo postępowali moi rodzice w stosunku do swoich rodziców. Ten piękny zwyczaj jest niestety ogromnie trudny do zakrzewienia, gdyż Ci sami rodzice, którzy kiedyś pięknie witali swoich rodziców, dając mi przykład, obecnie nie godzą się na tę formę powitania…

Taki smutny znak obecnych czasów. Wygrać z tym nie wygram, bo szanuję to, że ta forma powitania nie jest dla nich „komfortowa”, lecz łza mi się w oku kręci.

Czego mogłam się jeszcze nauczyć od babci? Niemarnowania jedzenia. Choć nie jest to dla mnie tak naturalne, jak było to dla babci. Owszem zbieramy resztki jedzenia i oddajemy gospodarzowi, od którego kupujemy jajka, ale to tylko kropla w morzu.

Pamiętam, że babcia uczyła mnie wykorzystywać wszystkie odpady. I tak np. podczas wakacyjnego pobytu u niej w pustych blistrach, po lekach, które babcia musiała zażywać, zamrażałam wodę z sokiem i miałam swoje lodowe „pastylki”. Dziś dla wielu byłoby to bardzo kontrowersyjne.

Babcia także każdą papierową torebkę po cukrze, czy mące starannie składała i jak była potrzeba to potem przechowywała w nich suszone grzyby, czy suszone owoce.

Owszem miała duży dom i sporą spiżarnię, w której miała miejsce na przechowywanie tego wszystkiego. Ale mimo wszystko ja również zbieram torebki po mące (mimo, że kupuję 25-kilogramowe worki?) przydają się, chociażby na magazynowanie nakrętek, które zbieramy dla chorego kolegi naszych łobuziaków.

Podzielcie się z nami w jaki sposób Wy uczycie szanowania osób i rzeczy?

Autorka:  Zdzisława Kowalska