Kabanosy i bakterie
Podczas jednego z zagranicznych wojaży postanowiłam odwiedzić przedszkole mego wnuczka. Rano wyprawiłam tam Karstena z tatą i pudełkiem na lunch, było to bowiem przedszkole, w którym dzieci jadły to, co przyniosły z domu.
W południe wybrałyśmy się do przedszkola we dwie – moja córka i ja. To była akurat pora lunchu i dzieci wraz z nauczycielką rozsiadały się właśnie w przestronnej kolorowej jadalni. Każde rozkładało przed sobą zawartość swego pudełka.
Dzieci – jak to dzieci – z ciekawością zerkały co też dobrego przyniósł dziś kolega. Karsten zapuszczał żurawia do pudełka Dawida, Dawid popatrywał łakomie na domowy chleb i kawałki pysznie pachnących, polskich kabanosów.
Bez namysłu położyłam na serwetce kawałek kabanosa i wraz z kawałkiem chleba podsunęłam chłopcu. W tym samym momencie poczułam łokieć wbijający mi się w żebra.
– Mamo – usłyszałam ostrzegawczy szept córki – nie rób tego!
– Dlaczego? – zdziwiłam się.
– Jeśli Dawid po południu z jakiegoś powodu poczuje się źle, zostaniemy obwinione o to, że naszym poczęstunkiem zafundowałyśmy mu reakcję alergiczną albo zakażenie bakteryjne…
Było mi głupio, uśmiechałam się do Dawida przepraszająco, ale pociągnęłam serwetkę z powrotem ku sobie…
Po lunchu dzieci wyciągnęły z plecaczków antybakteryjne chusteczki i dokładnie wytarły nimi ręce. Pracownica przedszkola poczęła spryskiwać stoły antybakteryjnym płynem i wytarła je jednorazowymi ręcznikami.
Do domu wracałam zbuntowana. Ja – produkt czasów gdy jedno jabłko gryzło po kolei kilkoro dzieci, a moje dziecko pozwalało rówieśnikom na podwórku – też po kolei – odgryzać po kawałku czekoladowego batonika. Czy moja mama była osobą na bakier z higieną? Czy ja też byłam taką niehigieniczną matką? Batonik z prawdziwej czekolady był w przedszkolnych czasach moich dzieci prawdziwym rarytasem. Uczyłam je zatem empatii prosząc by dzieliły się tym rarytasem z innymi. Nie przypominam sobie grypy jelitowej, niestrawności ani innych przypadłości, którymi straszy się obecnie maluchy. Czy pół wieku temu i potem – pokolenie później – nie było bakterii? Może były mniej zjadliwe? A może dzięki temu, że odruch dzielenia się z przyjacielem był powszechniejszy, dzieciaki były odporniejsze?
Od epizodu w amerykańskim przedszkolu minęło kilka lat. Kiedy wspominam tę kolorową sterylną jadalnię natychmiast staje mi przed oczyma wyraz rozczarowania na buzi Dawida, który pochyla się nad swoją kanapką z paskudnego, puchatego chleba, z równie nieapetycznym czerwonawym żółtym serem…