Nazywamy warzywa, czytamy globalnie – Przedszkole Sióstr Zmartwychwstanek, Brusy
PODGLĄDAJMY
m
Czytanie globalne – co to takiego?
(5)
I tutaj dotykam kolejnej kwestii. Psycholodzy i pedagodzy amerykańscy, konstruując serie książeczek do nauki wczesnego czytania, stosują często nonsensy i absurdy. Dzieci uwielbiają nonsensy! Dlatego układajcie zabawne, absurdalne, nonsensowne zwroty, zachęcajcie dzieci, by układały je same. Śmiejcie się razem, śmiech pomaga w nauce!
Czytanie globalne – co to takiego?
(4)
Mimo, iż Domanowie zalecają w swej książce stosowanie regularnych, codziennych a nawet kilkakrotnych w czasie dnia sesji, widnieje w niej i takie zdanie: „…dziecko powinno być karmione nową wiedzą w tempie określonym przez jego szczęśliwe łaknienie”. Ćwierć wieku doświadczeń ze stosowaniem globalnego czytania wśród polskich dzieci dowiodło, że regularność i systematyczność nie są w tym procesie najważniejszymi cechami.
Czytanie globalne – co to takiego?
(3)
Jak się w to bawić?
„Wchodzę w to” – decyduje mama/tata/ciocia/babcia czy pani w przedszkolu. I co dalej?
To, co napiszę, dotyczy dzieci w wieku przedszkolnym, z takimi bowiem pracowałam od momentu podjęcia decyzji o przetransponowaniu metody Domanów na grunt polski. Wiem, że z powodzeniem można ją stosować już u rocznych dzieci, a także niemowląt. Naturalnie, niemowlak nie odczyta wyrazu na planszy, ale zachęcony słowami: – Pokaż gdzie kot? A gdzie oko? – wybierze spośród 2, 3, 4 plansz tę właściwą.
Czytanie globalne – co to takiego?
(2)
Przypomnijcie sobie swoje długie i żmudne ćwiczenia, którymi okupiona była nauka czytania. Trwała ona z reguły cały rok, a i potem należało jeszcze doszlifować technikę, by czytać płynnie. Zabawa w czytanie globalne pozwala znacznie skrócić okres ćwiczeń, a samo „wejście w czytanie” odbywa się bezboleśnie, z radością, i nie wiadomo kiedy.
Czytanie globalne – co to takiego?
Co jakiś czas zamieszczam tekst o tym czym jest i na czym polega czytanie globalne. To dla nowo przybyłych użytkowników strony i gwoli przypomnienia sobie przez tych, którzy od jakiegoś czasu tu zaglądają. Dziś odcinek 1.
(1)
Trochę historii – dwadzieścia pięć lat temu ukazała się w Polsce książka Glenna i Janet Domanów „Jak nauczyć małe dziecko czytać”. Autorzy opowiadali w niej, jak prosto, łatwo i szybko nauczyć czytać malucha, który nie zna jeszcze liter. Nauczyciele, psycholodzy, oligofrenopedagodzy – ludzie z branży, jednym słowem – ale i rodzice także, po zapoznaniu się z jej treścią natychmiast podzielili się na zwolenników metody czytania globalnego i jej oponentów. Obojętnych nie spotkałam…
WAŻNE!!
Rodzice!
Nie uczcie alfabetu 2-, 3- latków. Dzieci w tym wieku MOGĄ nauczyć się liter, ale nie potrafią ich jeszcze złożyć. Kiedy dziecko dojrzeje do poznawania liter samo zacznie się o nie dopytywać.
Kiedy nazywacie litery (starszym dzieciom) pamiętajcie by każda litera brzmiała JAK JEDEN DŹWIĘK! Nie ma litery „ka” jest „k”, nie ma litery „em” jest „m”, nie istnieje litera „jot” tylko „j”. Dzieci uczone alfabetu metodą: a, be, ce, de..itd czytają potem „emaema” zamiast „mama”.
Jeśli chcecie zrobić plansze do zabawy w czytanie we własnym zakresie UŻYWAJCIE MAŁYCH liter. Piszcie „mama” nie MAMA. Przecież książki i czasopisma, urzędowe listy i e-maile pisane są małymi, drukowanymi literami. Duże są niczym nieuzasadnione. Stosujcie je TYLKO do nazw własnych.
NO A POZA TYM? CÓŻ, POPATRZCIE SAMI, KTÓRY TEKST CZYTA SIĘ ŁATWIEJ?? RÓŻNICE W DUŻYCH LITERACH Z RACJI ICH JEDNAKOWEJ WIELKOŚCI SĄ TRUDNIEJSZE DO WYODRĘBNIENIA.
No a poza tym? Cóż, popatrzcie sami, który tekst czyta się łatwiej? Różnice w dużych literach z racji ich jednakowej wielkości są trudniejsze do wyodrębnienia.
W odpowiedzi niektórym rodzicom:
Mit: Dziecko, które czyta zbyt wcześnie będzie sprawiało kłopoty w pierwszej klasie
Fakty: To niezupełnie mit, bo jest w tym twierdzeniu część prawdy. Ono będzie sprawiało kłopoty. Nie sobie, ale nauczycielowi. Skoro jednak szkoły mają służyć raczej uczniom niż nauczycielom, można wymagać od tych ostatnich odrobiny wysiłku, aby sobie z tym
poradzili. Codziennie setki nauczycieli radzą sobie bez trudu z takimi problemami. To ci
nieliczni, którzy nie chcą się wysilać, nawet w najmniejszym stopniu, są w znacznej mierze odpowiedzialni za podtrzymywanie tego narzekania.