Jest taki termin w czytaniu globalnym: „otulanie słowami”. Pisałam o nim niedawno. Polega to na tym, by dziecku słowo pisane towarzyszyło na każdym kroku, podczas różnych aktywności.
Wyraz (napisany dużą, czarną czcionką, prostą, bez ozdobników) jest dla dziecka obrazkiem jak piktogramy dla dorosłego.
Maluch zapamiętuje ten obrazek błyskawicznie i zdziwiłoby was, że dwu-, trzylatek po kilkukrotnym zetknięciu się z wyrazem potrafi go odczytać nie znając ani jednej litery. Ba, im bardziej nie zna liter, tym szybciej opanowuje grafikę wyrazów. Ale o tym kiedy indziej.
Otulanie słowami odbywa się w Brusach na co dzień. Dzieci patrzą na opisane w salach szafki, na różne słowa prezentowane w czasie zajęć o różnorakiej tematyce, na opisane w ogrodzie grządki, na podpisane książki, zabawki, elementy wyposażenia sali.
I to nie jest tak, że nauczyciel musi drukować setki wyrazów. Bo słowo „ziemia” może być wykorzystane do zajęć w warzywniku, do zawartości kuwety sensorycznej, w czasie pogawędki o planetach (dużą literę możemy sobie w tym wieku darować).
m
W Brusach dzieciaki budują konstrukcje z klocków lego i układają w pobliżu podpisów. Założę się, że po paru podejściach do zbudowania łódki będą ten wyraz odczytywać bezbłędnie. Tak działa magia zabaw w czytanie globalne.
Czy ktoś już tego doświadczył w domu, przedszkolu, gabinecie terapeutycznym?
m
m

m

m

m